Dzisiejszy wpis będzie miał charakter nieco bardziej filozoficzny, niż detektywistyczny, ale tak tu już się dzieję z człowiekiem na urlopie, że nachodzą go różne przemyślenia natury ogólnej :) Choć identyfikowanie zdjęć to doskonała rozrywka umysłowa, trzeba dostrzec w niej także ukryty wymiar poznawczy. Mówiąc w skrócie, jest to zabawa dla ludzi ciekawych świata. Materiały do identyfikacji zbieramy nawet wtedy, kiedy wydaje nam się, że odpoczywamy, czytając książkę, oglądając filmy, zwiedzając miasta i miasteczka, podczas letniego wypoczynku. Jest to permanentna samoedukacja, poznawanie obrazów miejsc, ale nie tylko. Owszem, gromadzenie albumów ze zdjęciami z pewnością jest pomocne, zawarte w nich zdjęcia doświadczonych fotografów to niejako kanon ikonograficzny różnych miejsc, do którego odnoszą się w mniejszym lub większym stopniu wszyscy inni fotoamatorzy. Sam mam w domu całkiem sporo różnych albumów, ale w porównaniu z zasobami sieci internetowej jest to przysłowiowy "pikuś". Poza tym istnieje pewien (dla każdego człowieka indywidualny) próg w ilości zapamiętanych obrazów i ich natychmiastowej identyfikacji. Bardzo często dzieje się tak, że dane zdjęcie z czymś kojarzymy, ale kompletnie nie możemy sobie przypomnieć z czym. Gdzieś je widzieliśmy, tkwi w naszej podskórnej świadomości, ale co przedstawia? Tak było ze mną w przypadku tego zdjęcia:
Co ja się nagłówkowałem, skąd znam ten widok. I taki charakterystyczny kościół! Wertowałem książki, albumy, wszystkie dostępne pomoce, potem internet na "chybił-trafił" i znowu wracałem do wertowania albumów. Zafiksowałem się na myśli, skąd znam ten widok kościoła, a nie na identyfikacji zdjęcia. Wiedziałem, że zagadka rozwiąże się prędzej, czy później i że z pewnością jest banalna, ale irytowała mnie okropnie sama świadomość niemożności natychmiastowego opisu zdjęcia, choć rozwiązanie zdawało się być na wyciągnięcie ręki. Takie zagadki uczą pokory, cierpliwości i zmuszają do spokojnego zastanowienia się nad materią, a nie ułańskiej szarży z szablą na czołgi. Tym bardziej, kiedy opromienione sukcesami identyfikacyjnymi poprzednich zdjęć moje ego puchnie jak balon. W tym "sporcie" nie ma mistrzów, każda kolejna zagadka, to kolejne wyzwanie i kolejna "nauka od podstaw" - owszem zyskujemy z czasem pewne doświadczenie, wiemy jak się poruszać, jak szukać, ale nie zjedliśmy przecież wszystkich rozumów.
Kiedy pierwsza złość minie, i wyparują z nas wszyskie niepotrzebne emocje, można zasiąć do spokojnej i rzeczowej analizy identyfikacyjnej. Tak też zrobiłem ja z moim zdjęciem. Odczekałem dwa tygodnie, starając się "oczyścić umysł" i wewnętrznie się wyciszyć, w żadnym razie nie próbowałem w tym czasie podejmować kolejnych rozważań na temat tej fotografii. Po tym czasie wyjąłem pudełko ze zdjęciami, usiadłem za biurkiem, wyjąłem kartkę papieru do notatek i... doznałem olśnienia!
Moneta! Moje zdjęcie widziałem na jakiejś monecie!
Namiętnym kolekcjonerem monet jest mój starszy brat - potrafi godzinami roztrząsać różne numizmatyczne kwestie. Przy wielu różnych okazjach miałem przyjemność oglądać zresztą jego zbiory. Zadzwoniłem do niego, chcąc się umówić na ponowne oględziny kolekcji, ale kiedy mu powiedziałem w czym problem, odparł od razu mniej więcej tak: "Pewnie masz na myśli kolekcję dwuzłotowek z serii Miasta Polski?. Wszyscy tym handlują na potęgę."
W rzeczy samej. Kilka minut googlowania i oto moim oczom ukazał się taki widok:
Ale zamiast radości i ulgi, że udało się rozwikłać kolejną zagadkę, poczułem coś na kształt wstydu. "Człowieku, przecież to kolebka polskiej państwowości, katedra, w której odbywały się koronacje polskich królów! Jak mogłeś się nad tym tak długo zastanawiać! Czy widząc Wawel, też byś tak dumał i dumał? Co za wstyd!" - takie mniej więcej kotłowały mi się myśli. Nawet zastanawiałem się przez chwilę, czy warto w ogóle wspominać o tym na blogu, ale uznałem, że tak. Choć ta niewiedza w pewnym sensie mnie kompromituje, to jednak chciałem tu pokazać pewien mechanizm "obecności" lub "nieobecności" obrazów w naszym umyśle. A z drugiej strony podkreślić fakt, że zabawa identyfikacyjna to naprawdę bardzo pouczająca forma "rozrywki".
Archikatedra gnieźnieńska - widok od wschodu, od strony Rynku i ul. Tumskiej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz