Blog poświęcony identyfikowaniu miejsc, osób i zdarzeń utrwalonych na zdjęciach.

Głaz

Jedną z moich ulubionych kategorii zdjęć do identyfikacji to fotografie tatrzańskie. Wiele już napisano na temat magii gór, ja dodam od siebie tylko to, że miliony turystów odwiedzających corocznie skalne Podhale pstryka setki milionów zdjęć :) Ale stare zdjęcia, nawet te z lat 60-tych czy 70-tych ubiegłego wieku mają swój niepowtarzalny urok. Żadnych gorteksów, polarów, kijków, wypasionych plecaków - zamiast tego gruby sweter, czasem chustka na głowie, płócienny chlebak przewieszony przez ramię... Natomiast tematyka zdjęć jest zasadniczo niezmienna - portrecik z Mnichem w tle, panorama z Giewontu, radość zdobywcy na Kasprowym Wierchu, o misiu na Krupówkach nie wspominając. Ale czasami trafiają się naprawdę urocze perełki. Jako zapalony "tatromaniak" rzadko kiedy mogę się powstrzymać, by czegoś nie kupić. No i oczywiście za punkt honoru stawiam sobie identyfikację. Tatry to góry małe i raczej dobrze rozpoznane, nie chodzi tu więc o wymiar społeczny rozpoznania, ile czysto sportowy, z odrobiną sentymentu i tęsknoty mieszkańca płaskiego Mazowsza do wysokich gór. Tak było i w przypadku tego uroczego zdjęcia:


Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy identyfikowała prawidłowo powyższe zdjęcie. Jesteśmy na Hali Kondratowej, z tyłu widzimy schronisko a w tle skalną grań Długiego Giewontu. Wokół schroniska porozrzucane są skalne bloki, zwane wantami, na których często fotografują się turyści. Sam też nie raz miałem ochotę wdrapać się na któryś z głazów podczas pobytu na hali, ale powstrzymywała mnie zawsze myśl, e to przecież "takie ceperskie". Wanty obok schroniska znajdują się 29 kwietnia 1953. Tego dnia z grani długiego Giewontu oberwała się mała turniczka i w postaci kamiennej lawiny runęła w dół w kierunku Hali Kondratowej. Jeden z głazów ważący ok. 30 ton wbił się w południowo zachodni róg jadalni schroniska. Drugi znacznie większy i ważący 70 ton zatrzymał się kilkanaście metrów dalej. Na szczęście nikt nie ucierpiał, ale strach pomyśleć, co by pozostało z drewnianego budynku, gdyby dosięgła go ta lawina kamieni.


Z Halą Kondratową wiąże się wiele różnych moich wspomnień i wycieczek. Szczególnie mocno wrył się w pamięć smak jajecznicy, którą kiedyś jadłem tu na śniadanie, grzejąc się na werandzie w pierwszych promieniach wrześniowego słońca. Ale to już zupełnie inna historia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz