Blog poświęcony identyfikowaniu miejsc, osób i zdarzeń utrwalonych na zdjęciach.

Kamienny most

Historia warszawskich "jarmarków" pod chmurką jest niezwykle barwna i bogata. Od niepamiętnych czasów mieszkańcy stolicy uwielbiali handlować na przeróżnych targowiskach - na placu Kercelego, na Wielopolu, na Różycu. W czasach komuny udało się władzy nieco zdusić ten proceder, ale w latach 80-tych, kiedy gospodarka niedoborów kładła na łopatki całe zaopatrzenie, idea "prawie" wolnego handlu odżyła. Pierwsze jarmarki organizowano na Mariensztacie, potem przeniesiono je na peryferie miasta, na bazar przy ul. Wolumen, potem na teren klubu Spójnia. Za każdym razem targowisko rozrastało się do takich rozmiarów, że władze traciły całkowicie kontrolę nad zachodzącymi "działaniami o znamionach spekulacji". Targowiska zamykano jedno po drugim, otwierano kolejne, przenoszono w inne miejsca. W końcu władze postanowiły otworzyć kilka mniejszych targowisk specjalistycznych. Wolumen - elektronika, Koło - starocie, Skra - odzież. Ten krok początkowo był skuteczny, ale niebawem targowisko na Skrze zamieniło się w ogromny jarmark, gdzie handlowano wszystkim, jak popadnie. Przełom roku 1989 i całkowite uwolnienie handlu, na pewien moment zahamował rozkwit targowisk. Ludzie zaczęli po prostu ustawiać swoje kramy na ulicach w centrum miasta. Spragnione wszelkich dóbr społeczeństwo przez jakiś czas tolerowało taki dziki handel, ale niebawem zabrano się za porządki. Jak Warszawa długa i szeroka wszędzie powyrastały małe osiedlowe bazarki. Z dawnych targowisk odżył Wolumen - giełda elektroniczna, nieźle prosperowało Koło. Około roku 2000 na terenie sportowym klubu Olimpia na Woli zorganizowano kolejne targowisko, nazywane przez niektórych pogardliwie "dziadowiskiem". Z roku na rok jarmark ten rozrasta się coraz bardziej i obecnie jest chyba równie wielki jak Skra w latach największej prosperity. Powoli widać, że ściągają tu handlarze z pobliskiego Koła, które mocno podupadło po otwarciu giełdy w Broniszach i obecnie świeci pustkami, ze względu na drożyznę. Olimpia stała od pewnego czasu także moim ulubionym miejscem fotograficznych zakupów. Stoiska "rasowych" handlarzy omijam jednak z daleka, zatrzymuję się u "przypadkowych" emerytów, którzy dorabiają sobie w ten sposób na flaszkę, albo na chleb. Zazwyczaj stoją na samym końcu, w alejce pod drzewami, która po opadach deszczu bywa czasami nieco błotnista. Wybór zazwyczaj jest spory, a i ceny przystępne - nie dziwi więc duży ruch i rozkwit targowiska. Paradoksalnie jednak, taki dynamiczny rozrost niesie ze sobą kilka zagrożeń - po pierwsze likwidacji jarmarku - robi się bowiem coraz ciaśniej, denerwują parkujące byle gdzie samochody i tłumy pijaczków sikających w krzakach, a po drugie - zwyżki cen. Nie ma się jednak co martwić, potrzeba "pchlich targów" w narodzie jest tak silna, że w takiej czy innej formie będą się one odradzać i powstawać wciąż na nowo.

Wybaczcie ten, może nieco przydługi wstęp, ale fenomen "wolnego obrotu" wszelkiej maści starzyzną od zawsze mnie bardzo intrygował. Kto wie, czy nie przyjdzie mi samem kiedyś stanąć ze swoim kramem, jak się okaże, że ten "drugi i trzeci filar" to taka sama bryndza jak ZUS. Tymczasem, w ostatnią niedzielę na Olimpii kupiłem między innymi taką oto piękną fotografię:


Uwielbiam tzw. "ulicówki", a ta jest niezwykle czarująca z wielu różnych względów. Ciekawa zabudowa, śliczne kamienice z przełomu wieków, spacerujący ludzie, zwłaszcza pan w mundurze kolejarza, spieszący pewnie do pracy. W tle reklama sklepu Powszechnej Spółdzielni Spożywców Społem i jeszcze te barokowe rzeźby z boku. To właśnie one nasunęły mi właściwy trop przy identyfikacji. Rozumowałem w ten sposób: takimi figurami dekorowano kiedyś mosty - wskazywałby na to także murek, o ile nie jest to np. ogrodzenie jakiegoś kościoła. Googlowanie przyniosło niemal natychmiast właściwe rozwiązanie - jest to gotycki, kamienny Most św. Jana na rzece Młynówce w Kłodzku i widok na ul. Wita Stwosza. Odszukanie podobnego ujęcia nie zabrało wiele czasu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz